Profil użytkownika atlasdymu

Skyfall (2012)

Ale gdyby panowie mogli się zdecydować, czy to ma być "na serio", czy to ma być parodia Bondów, czy to ma być dalej w nierealistycznej konwencji, ale nie parodia (chociaż ta pretensja lejąca się ze scenariusza, ta M, liiiiiiiiitości; poprzednie Bondy, po prostu omijając temat "moralności szpiega" unikały też tej okropnej, niestrawnej sztampy, która tutaj się leje), czy to ma być agitka o potędze Korony Brytyjskiej, to byłoby lepiej. Filmy-z-pretensjami-bez-pokrycia działają na mnie jak płachta na byka. Poza tym: żenujące, najgorsze w serii intro, bardzo słaba piosenka Adele, słaba muzyka, dwie-trzy dobre sceny akcji, słaby zły (czy raczej: typ-złego-którego-nie-trawię vide Joker), średnio udany moment slashogenny (ale dziękuję, Sony) scenariusz bardzo słaby, patetyczny i nielogiczny (co nie razi w poprzednich Bondach, bo one nie udają "mrocznych i realistycznych" - a i tam nie ma takich kwiatków jak komputer M z tajnymi danymi podłączony do sieci, choćby wewnętrznej) i dobre zdjęcia.

Królewna Śnieżka (2012)

Prawie sześć, tak uczciwie patrząc. Kostiumy i dekoracje były przepiękne, zagrane było nieźle, pośmiałam się parę razy, choreografia walk także mi się podobała, ale efekty specjalne tak plastikowane, że aż bolało, a scenariusz źle skomponowany (ucięte wątki, niepotrzebne sceny, brak wyjaśnienia dla niektórych działań postaci, złe stopniowanie napięcia; film najlepiej wypada w "kameralnych" scenach, gdzie bazuje na grze aktorskiej, co przy tak rozbudowanych "dekoracjach" daje wrażenie błędu). Szkoda kostiumów, oj szkoda.

Wrong (2012)

Urokliwe i w sumie pogodne w tym swoim nawarstwieniu nielogiczności - chociaż to przy okazji satyra, więc z tej perspektywy można to odczytać "na gorzko". Śmiać się nie śmiałam, ale prawie cały czas uśmiechałam pod nosem. Tytułowe "wrong" jako wrażenie niemal fizyczne towarzyszy przez cały film. Trochę mi przeszkadzało uczucie, że surrealizm niekiedy jest wykorzystany do zakrycia braków scenariuszowych: zmian i nagłego kończenia wątków. Reżyser zawsze może oczywiście powiedzieć, że to konwencja i o to mu chodziło. ; - ) Spodziewałam się ciekawszej muzyki, ale to drobiazg - zdjęcia za to idealnie pasowały do klimatu filmu.

Niezniszczalni 2 (2012)

Nie ukrywajmy, fabuły tutaj nie ma. I bardzo dobrze, bo była najsłabszym punktem poprzedniej części. Tutaj jest tylko demolka, demolka, jeszcze więcej demolki. Wybuchy, strzały i cała masa autoironii - weterani kina akcji cytują dowcipy na swój temat, parodiują swoje popisowe miny czy kwestie. Dawno tak się nie śmiałam, najlepsza komedia sensacyjna roku. I jeszcze raz brawa za dystans do siebie!

Aquatic Language (2002)

Siedem-osiem za fajnie oddany klimat baru, niezłe dialogi i wyobraźnię wizualną ładnie przelaną na ekran, ale rzecz ma świetną, a przy tym nienachalną pointę. Punkt w górę jak nic.

Vremena goda (1969)

Po prostu jeszcze jedna świetna rosyjska animacja lalkowa. Dziesiątka za kwestie czysto emocjonalne - fabuły tu wielkiej nie ma, nastrój nostalgiczno-ckliwy, animacja genialna, ale w "Bitwie pod Kierżeńcem" pomysł na nią ciekawszy. Za to tę krótkometrażówkę mogę oglądać w kółko, bez znudzenia; zawsze budzi tęsknotę za jakimś czasem czy światem, które pewnie nigdy nie istniały, ale co to przeszkadza tęsknić?

Terytorium wroga (2011)

Zdjęcia są przepiękne - najmocniejszy punkt filmu, jedyny naprawdę dobry, wg mnie nawet wybitny. Aktorzy grają poprawnie, ale bez szału, muzyka dość dobrze dopasowana, scenariusz... Cóż. Gnothi seauton, scenariuszu, a może wyjdzie spójny film. Tutaj scenariusz nie wie, czy jest filmem akcji czy melodramatem i cierpi na tym okrutnie. Realistyczny, wbrew niektórym reklamom, film nie jest, dziur logicznych w fabule tyle, ile w polskiej drodze po surowej zimie. Główna bohaterka doprowadzała mnie do szału, co liczę jako minus. Czy cel propagandowy, bijący z produkcji, osiągnięto, trudno mi wyrokować - w końcu celowano raczej w widownię na tzw. Zachodzie - ale u mnie (i grupie osób, z którymi byłam) wywołał chęć wsparcia gotówką arabskich grup oporu, a na usta same cisnęły się cytaty z Pawła Włodkowica. Zdjęcia wszakże naprawdę wspaniałe (+1 do oceny).

The Old Man and the Sea (1999)

Dla miłośników tradycyjnej animacji to oczywiście seans obowiązkowy. Technicznie [ięknie, niektóre kadry dosłownie fotorealistyczne - i może miejscami ten pietyzm w odwzorowaniu świata i trochę mi przeszkadza, chciałabym czasem dostrzec więcej interpretacji artysty. Jak w początkowych kadrach, Ale to drobiazg, oczywiście: rzecz niewątpliwie świetna, wielki hołd złożony wielkiemu dziełu.

Dziedzictwo Bourne'a (2012)

Zagrane wcale nieźle. Zdjęcia z tym modnym efektem "ziarnistości", wydobywający każdy por cery; ostatnio co chwilę w filmach akcji się pojawia, chyba w ramach dodawania "realistycznego" klimatu. Reżyseria i scenariusz chaotyczne - pewne wątki pozostawiono irytująco otwarte, pewne retrospekcje nie pełnią żadnej funkcji w filmie. Chyba, że chodziło o ukazanie charakteru bohaterów, to wszakże nie wyszło. Ani trochę (aczkolwiek histeria przedstawiona znośnie). Walka może nie supehiperultraefektowna, ale efektywna i całkiem przyjemna w oglądaniu. Muzyka raczej bezbarwna - plus za to, że udało się jej ani razu mnie nie zdrażnić; trafnie uznano, że przeciętność należy chować na drugim planie. Pseudonaukowy bełkot - był. Ogólnie rzecz przeciętna, ale że mi seans naprawdę szybko zleciał, dodaję połówkę do oceny i zaokrąglam do sześciu. PS. Nadal nie wiem, czemu nie poszli do cudzej ambasady.

Fusha no Sha (1988)

Chaosie, Eli, wszystkie dobre duchy świata - ta precyzja wykonania! Te lalki! Ten moment, kiedy żaluzje otwierają się i zamykają, i... Jedno wielkie wow. Arcypiękne. Dla miłośników krótkometrażowej, poklatkowej, lalkowej animacji seans obowiązkowy. Osoby zainteresowane dalekowschodnim folklorem też znajdą coś dla siebie.

W ciemności (2011)

Zdjęcia i reżyseria są oczywiście lepsze niż oceny cząstkowe, technicznie lepsze. Ale na kwestię "czy i jak estetyzować Shaoh" odpowiadam w ramach określonego przykładu i tylko instynktownie, odpowiedź w kinie brzmiała zaś "nie". "W ciemności" swoją estetyzacją wszystkiego, od pierwszego ujęcia po świat oświetlony jak przy użyciu HDRu, poprzez "Dido's lament", poprzez nawiązania do dzieł sztuki w kadrach, poprzez te wszystkie misterne konstrukcje obrazowe - zabawkowy pociąg na początku, na przykład - mnie drażniło. Separowało od historii i cierpienia, jak to estetyzacja. Decyzja o tym, by o losach Sohy opowiedzieć w kilku napisach, wg mnie błędna, dodatkowo lukruje ten pikny, słodki, baśniowo patetyczny - prosty - świat, który tworzą zdjęcia. A jeśli Europa Wschodnia nie odkłamie narracji o IIWŚ, nikt tego nie zrobi, więc jednak chciałoby się - nie liczyło, ale chciało - więcej.

Mroczny rycerz powstaje (2012)

Wydmuszka, która traktuje siebie śmiertelnie serio, ale jeśli chodzi o ilość nonsensów, bzdur i wyjątkowo szczęśliwych zbiegów (z okowów) okoliczności nadal pozostaje wydmuszką. I w tym sęk, bo próba przerobienia nonsenu fabularnego w dramat społeczny, quasimanifest-guasiprzestrogę polityczną, czy choćby poważny film po prostu się nie udała, nie wiem, czy w ogóle mogła się udać. Aktorstwo wszakże porządne (aczkolwiek, inaczej niż wielu recenzentów, T.Hardy w roli Bane'a w ogóle mnie przekonał, wydawał się mdły, nijaki, pozbawiony charyzmy - panie biją go na głowę, Nietoperek takoż, chociaż moim zdaniem Bale lepiej wypada w roli zblazowanego bogacza), muzyka nie zachwyca, ale trzyma poziom, dłużyzny wyreżyserowano na tyle sprawnie, by prawie nie nudziły, pojedynki są, wybuchy są, kilka odgrzewanych, nominalnie zabawnych ripost jest, śnieg jest, sceny efektowne acz bezsensowne są, Bale jest ładny i nierzadko nagi, inwalidzi ratują świat. Wyższe stany średnie wydmuszek.

Żelazna Dama (2011)

Film nie wie, czy chce opowiadać o polityce (co byłoby prawdopodobnie ciekawsze), czy o samotności starych ludzi. Sęk, że w drugim przypadku nie ma sensu przywoływać znanej, historycznej postaci, sens jest wystarczająco uniwersalny, historia, która się do filmu wciska, tylko mu ciąży. Jest poszarpana, migawkowa, nawet nie próbuje analizy - już niekoniecznie krytycznej, jakiejkolwiek - działań politycznych byłej premier. Dramat jest zaś poprowadzony w oczywisty, przewidywalny sposób, więc niczego nie nadrabia. Meryl Streep gra świetnie, ale nawet największy aktor nie ukryje tak słabego, pozbawionego celu scenariusza. Do tego muzyka, tak... bezpośrednia, bez żadnej finezji. Kawa na ławę, tutaj się wzrusz, tutaj poczuj dumę. Z uwag końcowych - co to za silna kobieta (film miejscami robi się nieznośnie feministyczny), która całe życie spełniała marzenia swojego ojca? A tak to jakoś w filmie wygląda.

Człowiek orkiestra (1900)

Jeden z moich ulubionych filmów reżysera. Innowacyjny technicznie, dobrze przeprowadzony żart, gag, którego wyjściowy pomysł jest znacznie ciekawszy niż, lekko licząc, połowa współczesnych kabaretów.

Narodziny robota (1936)

Gdyby dzisiaj reklamy wyglądały tak, jak te robione przez Lena Lye, to pewnie kupiłabym telewizor.

Ksiądz (2011)

Wykreowany świat ma potencjal, by być ciekawym, ale to żadna zasługa tworców filmu. Ich za to zasługą jest utopienie owego potencjału w beznadziejnej, całkiem pretekstowej - nawet jak na realia wydmuszkowe - fabule. Ich zasługą jest gra aktorska tak przeciętna, że mogłaby robić za medianę. Ich zasługą jest dobór ścieżki dźwiękowej, w której faktycznie broni się tylko nieszczęsny Mozart. Ich zasługą jest finał o znacznie mniejszej dramaturgii niż wcześniej byle potyczka. Dobrze, że chociaż jakiś cień "chemii" między bohaterami się uchował, choć ta między protagonistą a antagonistą jest tak sztampowo poprowadzona, że iskry napięcia się z niej nie da wykrzesać. I po co tak na siłę adaptować cudzą popkulturę, jak się nie umi? Mały ultrasubiektywny plus za to, że Miasto przypomniało mi Midgar, czyli FFVII - dzięki fali wspomnień przetrwało sę film w miarę bezboleśnie.

Solomon Kane (2009)

Z prozą Howarda niewiele ma wspólnego, ale to najmniejszy problem tego dziełka. To, co zrobiono temu filmowi, to bowiem zbrodnia i granda, i hańba - i basta! Po naprawdę fajnym początku, w trakcie ktorego można uwierzyć, że nawet w przygodowym kinie chodzi NIE tylko o budżet, po nadal fajnej, niespiesznej cześci środkowej, mamy zakończenie. Właściei -1/3 filmu zmierzającą do zakończenia, która nagle zaczyna gnać na łeb na szyje, mnożyć scenariuszowe nieprawdopodobieństwa i grać na kliszach - ale, inaczej niż na początku, w najgorszy możliwy sposób. Napięcie między bohaterami, tak ładnie budowane w środku, kompletnie znika, bo ci wprowadzeni pod koniec są tylko wyciętymi z kartonu zapychaczami ekranu. Tyle dobrego rzemiosła, tyle interesujących, nieco mroczniejszych niż przeciętna, pomysłów się marnuje. Że też musieli kęsim takiej szansie zrobić - ech, szkoda, szkoda.

Trzej muszkieterowie (2011)

No toż to jest wydmuszka. Czego się wielkiego po niej spodziewać? Że nam wiernie książkę dzieciństwa odtworzy? Dumas zresztą był stary marketingowy wyga, gdyby żył dzisiaj sam by te latające maszyny wstawił. Ponieważ nie oczekiwałam nic poza rozrywką, a tę dostałam, nawet odpowiednio zakręconą i oryginalną wizualnie (chociaż staniki strasznie spłaszczały paniom biusty), do tego panów w płaszczach i butach, że nic tylko mdleć, do tego przerysowaną estetykę, która sprawiła, że sprawdziłam, cz przypadkiem SONY albo inszy japoński gigant nie maczali palców w produkacji - skoro dostałam to wszystko, to byłam kontenta. Nawet bardzo, bo akurat tę konwencję ni to komiksową, ni to anime, ni to pod-fandomową, którą mi filmiszcze pachniało, w kinie rozrywkowym naprawdę lubię. Bawi mnie, a czegóż więcej chcieć od wydmuszek?

Idy marcowe (2011)

Jakie to-to naiwne. Intrygi na poziomie gimnazjum, a bohater glówny naiwniejszy od polskiego dziesięciolatka, przez co kompletnie niewiarygodny (niby specjalista od PRu?) i irytujący. Drewniana gra aktorska Goslinga nie pomaga, oj, nie pomaga. Do tego film zapowiadano (ba! on sam się tak traktuje - TEN TYTUŁ) jako coś, co to niby ma być cyniczne, odsłaniać kulisy polityki itp. - a tutaj takie kulisy, za którymi każdy w miarę rozgarnięty nastolatek bywał. Ciekawsi są tylko przeciwnicy głównego bohatera, intryg może skomplikowanych nie prowadzą, ale chociaż wyrażaja gotowość. I mniej naiwni są. I zdecydowanie lepiej zagrani, aczkolwiek, biorąc pod uwagę, że Gosling robi dwie miny przez cały film, to żadna sztuka. Rozczarowanie. Rodzina moja zwaliła na cynizm Środkowo-Wschodnio Europejczyków, ale po co szukać tak głęboko? To zły film po prostu jest.

Pina (2011)

Za choreografię, za tancerzy, za wartość historyczną - chciałoby się dać więcej, może nawet dziewiątkę, bo Bausch była wybitna i nawet te fragmenty, pokazane w filmie, wyrwane przecież, potrafią telepnać człowiekiem. Ale sam film, jako film, był więcej niż chaotyczny, fragmenty za różnorodne, za szybko - przechodzenie między tak skrajnymi emocjami, jak te, które zależnie od wybranego spektaklu, wywoływał pokazany taniec, było szalenie wyczerpujące, pod koniec niemal doprowadziło mie do zoobojętnienia. Za dużo bodźców i efekt anestetyczny. Duża wada filmu w moich oczach.